'Dokumentalna opowieść o zmarłej w 2011 roku w wieku 27 lat brytyjskiej wokalistce Amy Winehouse. Historia dziewczyny obdarzonej fenomenalnym talentem, która w bardzo krótkim czasie stała się światową gwiazdą. Film zrealizowany z nieznanych do tej pory materiałów archiwalnych, z bardzo bliska przekazujący jej zawrotną karierę, presję globalnego sukcesy, potrzebę ryzykownego życia i trudne związki z mężczyznami.' - taki opis filmu widnieje na stronie Filmweb.pl [LINK]
Opinie są różne. Jedni mówią, że film nie jest obiektywny. Że przedstawia Amy Winehouse jako ofiarę, którą wcale nie była. Ale ciężko się z nimi zgodzić, kiedy przed oczami widziało się, nabijających się z wyniszczających nałogów Amy, prezenterów telewizyjnych show. To był dla mnie najgorszy moment tego filmu. Najbardziej mną wstrząsnął. Zmusił do dostrzeżenia w ludziach tej podłej twarzy, którą zwykle ukrywają. Nie żebym była niepoprawną optymistką, patrzącą jedynie przez różowe okulary. Nie. odrobinę znam się na tym świecie. Troszkę przeżyłam. Ale nadal istnieją zachowania ludzkie, które przyprawiają mnie o odruch wymiotny.
Byłam na tym filmie. Razem z całą szkołą w dniu 14 października (oczywiście byłam mega niezadowolona, że nie mam dnia wolnego, ale teraz nie żałuję).Ciężko cokolwiek mi powiedzieć. Bo ten film wywołał we mnie za dużo emocji, poruszył we mnie tę jedną nutkę, która była odpowiedzialna za całą serię ponurych myśli o niesprawiedliwości świata, ludzkiej fałszywości i podłości. I nie umiem ubrać w słowa tego, co kotłuje się w mojej głowie. Nie potrafię wyrazić tego, co czuję. Ale to chyba najlepiej świadczy o tym, jaki jest ten film.
Szczerze? Kariera Amy przypadała na lata, kiedy byłam nieco obojętna na to, kto śpiewa daną piosenkę, kim jest i co przeszedł. Jej piosenkę 'Rehab' zna chyba każdy. Też ją znałam. Ale nigdy nie dociekałam, co tak naprawdę kryje się za jej słowami. A obejrzawszy film już to wiem. I jestem tym przerażona. Bo każde słowo tej piosenki opisuje to, jak czuła się Amy, co robiła, czego doświadczyła.
Prawdziwość.
Właśnie to słowo przychodzi mi na myśl, kiedy myślę teraz o Amy. Była prawdziwą wokalistką. Była bardzo prawdziwa w tym, co robiła. Nikogo nie udawała. I za to ją podziwiam.
Takie jest moje zdanie. Mogą się znaleźć tacy, którzy się z nim zgodzą. Znajdą się pewnie i tacy, którzy uznają moje słowa za stek bzdur. Ale jednak to moje zdanie, bo ten film naprawdę potrafi otworzyć oczy. Polecam go obejrzeć. Jeśli się nad tym zastanawiacie - zróbcie to.
Zwiastun poniżej. W wersji angielskiej. Ale nie sądzę, by był jakiś problem ze zrozumieniem przekazu.