05 maja 2015

Walka trwa całe życie.

W ostatnim poście obiecałam poprawę. Czy się poprawiło? Nie wiem. Coraz częściej myślę o tym, by zawalczyć o siebie. Nie dam rady się zmienić, jeśli pozostawię dawne przyzwyczajenia. A przez 'dawne przyzwyczajenia' rozumiem spędzanie całego dnia na siedząco, rozmyślanie o tym, co by było gdyby.., przejmowanie się opinią innych. Tylko jak z tym walczyć? I czy mam wystarczająco sił, by w ogóle podjąć walkę?

Czasem mi ich nie wystarcza. Myślę o zmianie, ale nie próbuję nic w tym kierunku zrobić. Tak ze sobą nie wygram. Metoda małych kroczków powinna zadziałać, ale od czego zacząć? Co powinnam zmienić na samym początku? To trudne do określenia. Trudne do zrobienia. Trudne do wytrzymania. Bo życie to walka, prawda?  A walka nigdy nie jest łatwa. 

Mam teraz tydzień wolnego. Mam nadzieję, że w tym czasie zdołam coś już 'określić'. Pomyślę nad tym, co mogę zrobić, jak i dlaczego. To 'dlaczego' jest bardzo ważne. Przynajmniej dla mnie. Znajdę wystarczającą ilość powodów, dosadnych powodów, i zapiszę je, by w chwili zwątpienia tylko zerknąć na nie okiem i powiedzieć sobie "To jest twój cel, tak? Więc do cholery walcz!".

Tyle o najbliższej przyszłości. Chciałabym móc kiedyś spojrzeć na siebie w lustrze, uśmiechnąć się i powiedzieć "Dałaś radę.". Czy będzie mi to dane? Mam nadzieję, ale jak pisałam, to wymaga wiele sił, których czasem mi brakuje. Chwilowo czerpię je z muzyki lat '80 i '90. Ona daje takiego pozytywnego kopa! Niech to będzie moja podpora w pierwszej świadomej walce o samą siebie. Niech da mi siłę, by ją zacząć i skończyć. By spełniać marzenia.