Jestem
obserwatorem.
Zwykle stoję na
uboczy, przyglądając się zdarzeniom, nie będąc ich uczestnikiem. Stronię od
ludzi, z którymi nie potrafię się dogadać, a wierzcie mi, że zdarza się to
bardzo często. Czasem czuję się jak odludek, którego los nikogo nie obchodzi.
Ale jestem obserwatorem.
Nie muszę mieć czegoś
napisanego czarno na białym, by być tego pewnym.
I wiecie, czego
jestem pewna?
Ludzie to
hipokryci.
Dwulicowe mendy,
które widzą tylko jedną stronę medalu.
I nie ma wyjątków.
Może ktoś kiedyś się zorientuje. Może go to zmieni. Ale nie przestanie być
hipokrytą.
A wiecie skąd taki
wniosek?
Dostrzegłam żywy
przykład na twitterze.
Sądziłam, że to
miejsce jest wolne od takich bzdur. Że udzielający się tam internauci, nie będą
się chwalić swoimi niektórymi przekonaniami. Bo nie wszystko jest konieczne.
Sprawa tyczy się
zalegalizowania związków homoseksualnych w USA.
Niektórych w tym
momencie zachęciłam, innych zniechęciłam, ale przeczytajcie do końca, proszę.
Temat ten jest mi
obojętny, szczerze mówiąc. Nie dotyczy mnie, więc się nie wypowiadam. Może
niektórzy pomyślą, że postępując w ten sposób okazuję swoje poparcie. I może
tak jest, ale nie o to mi chodzi. W
tym momencie mówię o ludzkim zidioceniu, nie o swoich przekonaniach. A
wszystko rozchodzi się o to, że zawsze znajdą się głosy za oraz przeciw. Zawsze
toczy się walka o to, kto ma rację. Bo medal zawsze ma dwie strony.
Niekoniecznie czarną i białą. Powiedziałabym, że obie są szare. Teraz też nie
było inaczej, ale to mogłabym przełknąć. Przecież każdy może się wypowiedzieć!
To czy ma rację, czy nie, to już inna sprawa. Tyle tylko, że jeśli ktoś wyraża
swoje zdanie (powiedzmy, że byłby przeciw ogólnej koncepcji związków
homoseksualnych, ), a druga osoba (popierająca wspomniane wcześniej związki) ją
krytykuje, mamy do czynienia z hipokryzmem. W tym momencie możecie się ze mną
nie zgodzić. Przecież te dwie osoby tylko wyraziły swoją rację! Ale warto
wtajemniczyć was w szczegóły.
Otóż osoba pierwsza,
w swoim komentarzu (bodajże na fb) napisała, że Bóg stworzyła Adama i Ewę na
swoje podobieństwo, a co za tym idzie, nakazał im heteroseksualizm. Ta osoba
wnioskuje więc, że każdy wierzący powinien być hetero, a inni mogą robić co
chcą, z tym, że nie wyobraża sobie ona dwóch facetów w związku, uprawiających
seks w wiadomy sposób. Oświadcza, że dla niego takie osoby są chore i powinny
być podległe karze śmierci.
Druga osoba natomiast
(już na tt) wkleiła screena i dopisała, że karze śmierci powinny podlegać takie
osoby, jak on (autor posta).
Obie osoby wyraziły
swoje (przeciwne) zdanie. Czy nie zasługują na choć odrobinę szacunku?
I dlaczego oni w
ogóle dyskutują o śmierci? Tego zrozumieć nie umiem.
Nie człowiek decyduje
o tym, kiedy czyjeś życie ma się skończyć. Tak, zdarzają się wypadki drogowe,
samolotowe... Ale są spowodowane nieumyślnie, przez wpływ jakiegoś
niesprzyjającego czynnika. A tutaj nagle ludzie chcą się zabijać wyłącznie za
przekonania! Narodzie, dokąd zmierzasz?!
Jeden nie potrafi
uszanować drugiego. Nie potrafi zobaczyć dobrych punktów jego wypowiedzi. Są
jak: Masz inne zdanie? W takim razie spieprzaj, nie będę cię słuchać!
Dlaczego?
Nie jestem święta.
Też pewnie nieraz popisałam się totalnym zidioceniem mózgu. Nikt mi tego wprost
nie powiedział, nie wskażę wam szczegółowej sytuacji, ale to nie ma znaczenia.
Bo ja w tej chwili zaczynam się bać. Bać ludzi, od których i tak już stronię.
Znajduję kolejne dowody na to, że lepiej siedzieć cicho, przyglądać się,
słuchać i wyciągać własne wnioski. A potem zachować je dla siebie.
Jak dla mnie, to
światu wcale nie potrzebna jest apokalipsa. Ludzie sami się wykończą. Niedługa
zaczną chodzić z nożami w rękawach i każdemu, kto ma inne zdanie, będą podcinać
gardło. Bo przecież na to zasłużył!
I czy to nie jest
hipokryzja? No sami powiedzcie.